W domu przedpogrzebowym mieszkał dozorca cmentarza. Gmina  żydowska na tym stanowisku zatrudniała zawsze Polaka. Zajmował się on nie tylko  dozorowaniem obiektu, ale także kopaniem grobów i transportem zmarłych konnym  wozem. Skrajne pomieszczenie było przeznaczone na stajnię. W 1939 r. funkcję  dozorcy pełnił Wawrzyniec Olesiński, który zajęcie to przejął po swoim ojcu.  Jedno z pomieszczeń służyło czynnościom rytualnym - członkowie bractwa  pogrzebowego Chewra Kadisza dokonywali tam obmywania zwłok. Do dziś  zachował się kamienny stół  służący do tego celu. Wodę czerpano ze studni znajdującej się obok bramy. 
   Ze względu na dramatyczne okupacyjne okoliczności nie da się ustalić,  kiedy dokonano ostatnich pochówków. Latem 1940 roku na cmentarzu  pochowano kilkunastu żołnierzy polskich wyznania mojżeszowego, poległych podczas  kampanii wrześniowej. Ich szczątki zostały wcześniej ekshumowane z polowych  grobów. Na pewno pogrzeby odbywały się w czasie okupacji aż do czasu likwidacji  getta. Pogrzebani w tamtym okresie raczej nie doczekali się nagrobków. Jedynie  trzy nagrobki noszą datę późniejszą niż 1939 r., w tym dwa zostały postawione  już po zakończeniu wojny. Zmarłej w 1940 r. Rywce Wajcer pomnik wystawił jej mąż  Abraham Wajcer. Podobnie zamordowaną w 1943 r. wraz z dwojgiem dzieci Tolę  Zomberg upamiętnił mąż i ojciec. Z nagrobków mających "normalną, przedwojenną"  formę tylko jeden ma datę z okresu okupacji, konkretnie z 1940 r. 
W czasie drugiej wojny światowej cmentarz stosunkowo niewiele  ucierpiał. Na szczęście okupanci nie wpadli na pomysł - jak to się  stało w wielu miastach - wykorzystania macew jako  materiału budowlanego, na przykład do utwardzania chodników. Został jedynie  uszkodzony mur od strony północnej, ponieważ Niemcy testowali na nim ciężką broń  strzelecką. Na kilku nagrobkach widnieją jakby ślady po uderzeniach pocisków.  Obecnie z tamtej strony nie ma muru, lecz jedynie ogrodzenie z siatki drucianej,  które oddziela cmentarz od ogródków działkowych. Pas szerokości około trzech  metrów - gdzie nie ma grobów - został przyłączony do owych ogródków. Dużo gorszymi od wojny okazały się dla cmentarza pierwsze powojenne dekady. Pozbawiony gospodarza i dozoru cmentarz stał celem złodziejskich wypraw, zwłaszcza od razu po wojnie. Prawie wszystkie nagrobki są wykonane z piaskowca, ale w latach trzydziestych zaczęto umieszczać inskrypcje na mocowanych do nich marmurowych płytach. Niemal bez wyjątku zostały one przez złodziei wyrwane i po przeszlifowaniu znalazły się na katolickich cmentarzach. Stąd najpóźniejsze nagrobki są dziś nieme. Jeden z kamieniarzy - w związku z tymi kradzieżami - stanął nawet przed sądem.
W pewnym okresie na cmentarzu najbardziej wyróżniał się grób zmarłego w 1934 r. rabina Lewenberga. Sama macewa była osłonięta tzw. ohelem to jest małą budowlą przypominającą kapliczkę. Ohel stał jeszcze w latach pięćdziesiątych, zanim nie został stopniowo rozebrany przez złodziei. Obecnie pozostały po nim tylko skruszałe ceglane fundamenty.
Mimo tych strat i zniszczeń, na cmentarzu żydowskim w Pruszkowie zachowało się do dzisiejszego dnia wiele macew. Poza tym stoi na nim - odrestaurowany, o czym będzie niżej mowa - dom przedpogrzebowy. Całość jest ogrodzona, a brama zamknięta na kłódkę. Na tle porównań - zwłaszcza z miastami o zbliżonej wielkości, w których z reguły istniały większe i dużo starsze gminy żydowskie - Pruszków może się pochwalić lepszym od przeciętnego stanem zachowania żydowskiego dziedzictwa.
Historia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz